niedziela, 4 listopada 2012

Gdy się nie ma co się lubi, to trzeba lubić.. to co jest

Zacznę smętnie - cóż, taki nastrój, wybaczcie. Jutro miną dwa miesiące od mojego powrotu z Anglii.. a w zeszłym miesiącu minął rok, od naszego z Łasicem powrotu z Korei. No cóż.. ręce opadają jak tak człowiek rozgląda się wokół siebie, bo raz, wcale miało go tu nie być, dwa, coraz mniej znanych twarzy - wszyscy, jak na złość, wyjeżdżają.. to tu, to tam, raz na krócej, a raz na caaaałkiem długo. Pogoda też jakaś taka niemrawa - nic, tylko zamknąć się w sobie. W takim momencie wszystko co koreańskie, podnosi na duchu :) Primo - z radością donoszę, że do naszej gryzoniowej rodziny fanatyków ROK dołączyła moja Mama. Zobaczyła raz i całkowicie wsiąkła, twierdząc, że wreszcie patrzy na świat, w którym sama bardzo chciałaby żyć.. Ech.. jak ja ją dobrze rozumiem. Secundo - dzięki pracy w Anglii, zostało mi jeszcze do zebrania tysiąc złotych na bilecik do Seoulu. Jak wszystko pójdzie po mojej myśli, do końca roku powinnam mieć cała kwotę, więc wylot gdzieś w okolicy kwietnia, wygląda bardzo realnie :) Tertio - mam nową nauczycielkę koreańskiego, która jakoś tak przypadkiem stała się także moją dobrą koleżanką :) Sarah, bo o niej mowa, jest niezwykle sympatyczną Koreanką, bardzo cierpliwą, miłą i serdeczną. Szczerze: same superlatywy! Bardzo się cieszę, że ma czas by ze mną się spotykać.. i poniekąd męczyć, bo przy moich ograniczeniach (praca, praca, praca, praca...) czasem ciężko jest mi się dobrze przygotować do lekcji. Nie poddajemy się jednak i walczymy a lekcje upływają nam nad kolejnymi kubkami green tea latte, która w Polsce nazywa się "Turtle Coffee" :) Quatro - WYSTAWA !!! Wreszcie Kraków postanowił zrobić coś dla Korei.. i zaprezentował w gmachu głównym Muzeum Narodowego wystawę współczesnej grafiki koreańskiej - 진경 Prawdziwy Pejzaż. W ogóle cieszą mnie zmiany, jakie zaszły w krakowskim świecie muzealnym.. Nie dość, że cena biletu jakby trochę zmalała (za 10 zł, mamy bilet normalny umożliwiający odwiedzenie aż trzech wystaw plus, bilet jest datowany i ważny od dnia zakupu jeszcze przez parę dni) to jeszcze nikt nie ściga zwiedzającego, że za długo siedzi w tej bądź w innej sali, zbyt natarczywie przygląda się dziełu lub uwiecznia powyższe, za pomocą aparatu komórkowego. Cisza, spokój, obsługa jak najbardziej komunikatywna i życzliwa.. i czas, całe może czasu na kontemplację sztuki. Żałowałam tylko, że nie możemy celebrować tej chwili wspólnie z Łasicem, ale zgodnie z tytułem dzisiejszego postu: trzeba zaakceptować sytuację.. albo uderzyć głową w mur, z nadzieją, że to nie głowę rozłupiemy na kawałki. Wracając do wystawy, była wynikiem Międzynarodowego Triennale Grafiki a na ekspozycję składały się prace 12 artystów, w różnym wieku. To ważne, bo w Polsce jeszcze pokutuje mit, że nowoczesną grafiką zajmują się wyłącznie młodzi. Bujda. Różnica wieku między koreańskim grafikami wynosiła pięćdziesiąt lat - wszystkich za to połączyła sztuka, artystyczna wizja miasta i ludzi w nim żyjących. Mnie najbardziej podobały się odlewy w papierze (szczególnie "Suknie Matki") i dwa "miejskie" drzeworyty - zdjęcia całości wystawy postaram się wstawić poniżej. Ech.. tak mi czasem tęskno.. za tym odległym światem. Zakochałam się w nim i najgorsze jest to, że tu gdzie jestem, nie za bardzo są ludzie z którymi można by dzielić tą pasję i miłość. Wyjątkiem od reguły jest moja Mama - teraz, szalejemy we dwie :)

czwartek, 2 sierpnia 2012

Bezcenna Korea

Oj pusto, pusto na naszym blogu. Jednym słowem: życie. To szare, codzienne życie. Czasem przytłacza, czasem rozbawia a czasem daje w kość na tyle mocno, że nie chce się wychodzić z łóżka choć za oknem piękne słońce. Po powrocie z Korei żyje się trochę jak uzależniony - na permanentnym głodzie a wszystko na co się człowiek popatrzy, od jedzenia po ludzi mijanych na ulicach, kojarzy się wyłącznie z jednym. Z Koreą. Łasic, tak jak w minionym roku, zasiaduje na Bermingańskich włościach i czas przyszedł bym i ja zawitała w te tereny. Szanse-finanse, jak głosił tytuł pewnego popularnego serialu. Było tam coś o dorabianiu się i coś o filozofii. Pierwszy milion trzeba przecież jakoś "ukraść".. na drugi bilet do Korei.. trzeba po prostu zarobić.